czwartek, 23 lutego 2012

Bendyk po trzykroć słusznie

Przeczyałem przed chwilą bardzo dobry tekst Edwina Bendyka "Wirtualna wojna domowa" o konflikcie między społeczeństwem cyfrowym, nastawionym na otwartość informacji, a społeczeństwem analogowym, nastawionym na reglamentację informacji. Bendyk wspomniał trzy bardzo ważne - przynajmniej moim zdaniem - kwestie.

Po pierwsze, zgodnie z tym, co pisze publicysta polityki, to "bezpośredni wkład gospodarki internetowej do krajowego PKB to już ok. 3%", czyli więcej niż warte jest całe górnictwo. Niech to będzie ostateczne uzasadnienie, że choćby najmniejszy ślad firmy w sieci jest w dzisiejszych czasach koniecznością.

Po drugie, Bendyk niemalże sentencjonalnie przypomina: "Istotą nowoczesnej demokracji jest ucieranie się poglądów i ochrona mniejszości przed tyranią większości. Demokracja bezpośrednia nie musi sprzyjać tym wartościom. W Szwajcarii, kraju referendów, kobiety czekały na prawo do uczestnictwa  w życiu politycznym do lat 70. XX wieku; jeden z kantonów bronił się przed nimi >>demokratycznie<< do 1990 r."

To świetna odpowiedź na propozycję "Solidarności", żeby w kwestii podniesienia wieku emerytalnego przeprowadzić referendum. Niestety nie zawsze głos ludu jest słuszny i nie zawsze jest gwarancją największej korzyści dla niego samego. To wynika z bardzo oczywistego faktu, o którym Piotr Duda i jego współpracownicy, najwyraźniej zapomnieli, albo udają, że tak się stało. Mianowicie, aby podjąć decyzję w pełnym przekonaniu o jej słuszności, trzeba mieć do dyspozycji pewien zasób wiedzy. I to dosyć spory. Tym większy im sprawa bardziej skomplikowana. Z całym szacunkiem dla naszego społeczeństwa, niestety wątpię, aby więcej niż 15% obywateli dysponowało taką wiedzą na temat konsekwencji różnych scenariuszy przeprowadzenia lub nie reformy emerytalnej, jaką mają parlamentarzyści. Zakładając nawet marny poziom polskich parlamentarzystów.

Gdyby faktycznie referendum miało zostać przeprowadzone, to powinno zostać zaplanowane i ogłoszone już dawno temu, a obecnie powinna trwać kampania informacyjna podobna do tej, której byliśmy świadkami przed referendum, w którym decydowaliśmy o przystąpieniu do Unii Europejskiej. To by był jedynyn sposób na zmniejszenie tego deficytu wiedzy na temat poszczególnych scenariuszy reformy emerytalnej.

W końcu, po trzecie, Edwin Bendyk przypomniał o istnieniu mechanizmów rynkowych. Nawet jeżeli nie ma regulacji Państwowych w jakimś zakresie związanym z biznesem, relatywnie szybko zostaną one wypracowane przez praktykę. Mam tutaj na myśli szczególnie wspomnianą przez publicystę kwestię zapewnienia bezpieczeństwa zawierania transakcji handlowych i zlecania transferów pieniężnych przez Internet. Allegro i elektroniczne platformy zarządzania rachunkami bankowymi istnieją przecież już od dawna, mimo że brakuje formalnych regulacji stworzonych przez ustawodawcę. Odpowiednie mechanizmy są wypracowywane tam, gdzie są potrzebne i na pewno warto to podkreślać, szczególnie, że deregulacja jest w Polsce bardzo potrzebna.

wtorek, 21 lutego 2012

Biskup Gądecki łagodzi książkowy "kryzysik"

Jak przeczytałem w piątkowej Gazecie Wyborczej (wydanie Poznań), poznański arcybiskup wykazał się świetnym wyczuciem sytuacji przy zażegnywaniu drobnego - ale jednak - kryzysu. Chodzi o rozwiązanie sprawy promocji książki "Najświętsze trzy hostie" dotyczącej poznańskiej legendy z końca XIV wieku o profanacji hostii przez Żydów.
Książka miała niedawno wznowiony nakład i była promowana m.in. w kościele pw. Bożego Ciała w Poznaniu, który jest związany z legendą. Biskup mimo rzekomych nacisków i oczywistej pokusy zakazania sprzedaży książki w kościołach (w imię walki z antysemityzmem, który ponoć jest propagowany przez książkę), jednak zakazu nie wydał. Swoją decyzję uargumentował następująco:
 
- Doświadczenie uczy, że wydawanie w takich sprawach oficjalnych zakazów, znając przekorę naszych rodaków, przyczyniłoy się do spopularyzowania tej książki.

Trudno nie przyznać biskupowi racji i przyklasnąć racjonalnemu myśleniu. Wystarczy tylko przypomnieć sukces "Kodu Leonarda Da Vinci" o raczej mało wymyślnej fabule, ale za to mającego wyraźny sprzeciw kościoła katolickiego w tle akcji promocyjnej.

Z drugiej strony... gdyby kościół katolicki był organizacją czysto gospodarczą, mógłby sprzedawać swoje zakazy jako doskonałe narzędzie promocyjne. Pewnie nigdy tego nie sprawdzę, ale gotów byłbym pójść o zakład, że kościelne zakazy - oczywiście odpowiednio nagłośnione - dałyby niezły rozgłos, a co za tym idzie również popularność i popyt na pewne dobra kultury.
 
--
więcej o sprawie tutaj:
Metropolita poznański o antysemickich freskach
Kościoły wolne od "legend antysemickich"?
--

ps. Swoją drogą, ciekawe, że tak bardzo prawicowa Fronda cytuje prawie albo i zupełnie dosłownie Gazetę Wyborczą, którą za prawicową wyjątkowo trudno uznać.