poniedziałek, 18 czerwca 2012

Kiedy igrzyska dają chleb

Bardzo się cieszę, że duża stacja telewizyjna, jaką jest TVN24 rozpowszechnia bardzo słuszną opinię na temat korzyści z Euro 2012, wypowiedzianą przez prezydentów Poznania i Wrocławia. Powiedzieli oni, że trzeba docenić sukces wizerunkowy, jaki dała organizacja mistrzostw.

Szczególnie podoba mi się zdanie Ryszarda Grobelnego o tym, że dzięki mistrzostwom, w dziesiątkach gazet na całym świecie pojawiają się teraz publikacje o miastach gospodarzach. I słusznie, że podkreśla, bo najprawdopodobniej żadne działania promocyjne - reklamowe czy PR - nie dałyby takiego pozytywnego rozgłosu, jakie przyniosła sprawna organizacja mistrzostw.

Nie bez znaczenia jest też marketing szeptany, jaki zrobią nam przyjezdni po powrocie do domów, szczególnie, że - zgodnie z wynikami badań PBS na kibicach Euro 2012 - ogromna większość z nich deklaruje chęć ponownego przyjazdu do Polski.

To są konkretne pieniądze dla polskich restauratorów, hoteli, hosteli, opłaty za autostrady. To jest zwrot z inwestycji w organizację mistrzostw. I kiedy widzę porozlepiane po mieście plakaty z hasłami typu "chleba zamiast igrzysk", to chciałbym przylepić pod spodem swój własny, z wynikami badań PBS.

Nie miałbym też nic przeciwko, gdyby się okazało również, że ktoś z dużych przedsiębiorców, którzy oglądali mecze w sektorach VIP i lożach (np. Roman Abramowicz, który ponoć miał lożę w Warszawie), po obejrzeniu sobie Polski z perspektywy własnych oczu stwierdził, że może tu otworzyć jakiś oddział swojej firmy, a chociażby centrum księgowe. Wtedy moglibyśmy wszystkim marudom, anarchistom i innym - bezideowym być może również - przeciwnikom organizacji Euro 2012 pokazać, że hasło "chleba zamiast igrzysk" na ich sztandarach to czysta bzdura, bo właśnie te igrzyska w oczywisty sposób mogą nam pomóc ten chleb zdobyć.